Saturday 9 March 2013

Perfumeryjny rajd po Londynie

W srode nalizalam sie cukierkow przez szybe, a raczej nawachalam: wyslano mnie i kolege na perfumeryjne zwiady. Obskoczylismy Harrodsa, Liberty oraz Selfridges. W Harrodsie praktycznie nie pracuja Anglicy, sami innostrance, Polacy zwlaszcza i niewiasty arabskiego pochodzenia. Sala pefumeryjna jest przepiekna, nie ma scisku, choc ludzi moc. Egipski wystroj i 'oltarzyk' dla Diany i jej faceta (Dodi?) traca kiczem na kilometr, ale maja tez swoisty urok. Prawdziwe skarby kryja sie jednak tu:
Urban Retreat
Trafic tam mozna kierujac sie na najwyzsze pietro, tuz za restauracja. Na miejscu znajdziemy przekroj drogich i przez samego Roja Dove wybranych zapachow z najwyzszej polki, niszowych itd. Obwachalam, co sie dalo, kolege w tym czasie osaczyli zniewiesciali sprzedawcy, mnie kompletnie ignorujac - i bardzo dobrze. Marki wam pewnie nic nie beda mowic, mnie tez nic nie mowia, cen nie znam, na pewno od £200 za flakonik. Warto tam zajrzec chocby po to, aby wlasnym nosem poznac roznice, miedzy perfumami z prawdziwego zdarzenia, a tymi dla gawiedzi - wierzcie mi, niebo, a ziemia. W perfumery hall, poza zalewem nudziarstwa dla nudnego odbiorcy znajduja sie jednak tez perelki. Mnie powalila kolekcja Armani Prive, Tom Ford, Diory w wielkich butlach, Robert Piguet (jego 'Fracas' podrobila Madonna w swoim 'Truth or Dare'), Ormond Jayne, Lubin - tu przezylam olfaktoryczny orgazm:



Udalismy sie rowniez do Penhaligon's, jest to stara brytyjska firma, odnowili sklep przy Regent Street i naprawde warto wpasc i zerknac, oraz poniuchac. Bardzo spodobal mi sie zapach o nazwie Amaranthine. Kolega zachwycil sie Juniper Sling.





Po drodze wpadlismy na moment do L'Occitane, ktory oferuje zupelnie godziwe i znosne dla kieszeni perfumy, szczegolnie meskie oraz Ambre - czyzby uklon w strone Prada Amber ? 




 W Selfridges to samo, co wszedzie, plus kilka exclusives. Zdecydowanie polecam Harrods na perfumeryjne lowy. Uwazam rowniez, ze lepiej, kupujac komus prezent na urodziny czy inna okazje, zlozyc sie w kilkanascie osob i nabyc cos naprawde pieknego i unikatowego, niz za mniejsza sume brac byle co ze zwyklej drogerii. Wiekszosc zapachow dzisiaj jest niestety nijaka, bezpieczna, skierowana w strone klienta z mdlym gustem. Panowie maja pachniec unisex, panie badziewnymi kwiatkami. Na szczescie istnieja alternatywy. Warte uwagi sa kolekcja Terry de Gunzberg (pani ta stworzyla slynny Touche Eclat YSL) oraz marka Boadicea the Victorious. Prawie kazda powazna firma ma teraz w ofercie mocny Oud i Vetiver. Innymi slowy: nie zadowalajcie sie bylejakimi i nieciekawymi zapachami. Shop around!






No comments:

Post a Comment