Tuesday 19 March 2013

Makeover w Selfridges

Powinnam w zasadzie napisac 'makeover', gdyz byla to parodia tegoz - a moze to norma i jest czyms oczywistym, ze panie ze beauty halls nas przerabiaja na zlowrogie klauny ?

Rzeczona sytuacja miala miejsce w lecie 2011, mialam troche czasu oczekujac na pociag powrotny z Londynu i krecac sie po Oxford Street postanowilam zajrzec do Selfridges. Zawedrowalam na stoisko Clarins, gdzie mlode dziewcze zaproponowalo mi wyprobowanie podkladu i tuszu. Rozsiadlam sie i pozwolilam jej dzialac. Najpierw gestem doswiadczonego malarza pokojowego nawalila mi na twarz Claris Skin Illusion - skadinad mily podklad, o ile uzyjemy mala kropelke, nie ekwiwalent dwoch lyzek stolowych. Pozalilam sie na tlusta cere, na co konsultantka orzekla, ze potrzebuje 'lots and lots of powder', po czym wysypala mi na twarz pol kilo tegoz. Zerknelam w lustro i zrobilo mi sie niedobrze, moje dosc plytkie zmarszczki przypominaly zdjecia z National Geographic, takie ekstremalnie spekanej ziemi.



Nigdy nie wygladalam i nie czulam sie tak zle...Na koniec kobieta wysmarowala mi rzesy tuszem, dala sporo probek, ja porwalam ow tusz, krem, co akurat byl na promocji i pognalam do kasy, a stamtad NATYCHMIAST do najblizszego Starbucksa, zmyc to obrzydlistwo. Mialam przy sobie chusteczki do demakijazu i zuzylam cala paczke, zeby sie odgruzowac. Slowem, doswiadczenie przerazajace, ale i zabawne zarazem.

Wniosek jest taki, ze te stoiska zatrudniaja kogo popadnie, zwykle sa to mlode dziewczyny (mlodym placi sie nizsza stawke godzinna), albo stare, za przeproszeniem pudernice. Jedne i drugie strasza wizerunkiem, a biedna klientke usiluja przerobic na swoj obraz i podobienstwo.

Podobna przygode mialam w Bootsie na stoisku Clinique, wprawdzie nie zrobili ze mnie klauna, ale i tak postarzyli o jakies 10 lat (ostra, nieroztarta krecha wokol oka, placki z rozu itd.).

Never again.

No comments:

Post a Comment