Tuesday 2 April 2013

Regeneracja pourlopowa

Po kilkudniowym pobycie na Malcie, w naprawde ostrym jak na marzec sloncu, w silnym, chlodnym wietrze, moja twarz i wlosy wysuszyly sie na wior. Od soboty trwa akcja regeneracja. 

Zabralam ze soba niewiele mazidel, limity bagazowe na wiecej nie pozwalaja. Smarowalam sie codziennie Antheliosem a i tak zamienilam sie w krewetke, moze nie jaskrawoczerwona, ale jednak krewetke. Wniosek: filtry filtrami, a najwazniejsze, to nalozyc cos, co ochroni twarz i przy okazji wlosy przed zywiolami. Kapelusz z szerokim rondem, chuste, czapke z daszkiem. Szczegolnie chusty noszona a la muzulmanka sa fajnym pomyslem, nawet jesli sciagaja czasem nieufne spojrzenia. Kto wie, czy tak opatulone nie mamy przy sobie bomby.

Wniosek drugi: lekkie zele - kremy mozna sobie wsadzic wiadomo gdzie. Ratunkiem okazal sie dla mnie lokalny produkt za 3 euro, zlozony z pszczelego wosku, oliwy z oliwek i wit E. Wcierac kilka razy dziennie, wedle potrzeby. Dobrze spisywal sie tez po calym dniu na powietrzu olejek Una Brennan - jak zwykle niezawodny. Na spierzchniete usta rowniez wosk, na zmiane ze ulepkowatym balsamem z Superdrug, o nazwie I Love cos tam. Tworzy gruba i nieprzepuszczala warstwe i w ten sposob calkiem niezle chroni. Jakikolwiek sztyft ochronny do ust w takich warunkach to absolutny mus.

Wlosy zamienily mi sie w istna szope. Zwykla odzywka niewiele w podobnej sytuacji daje, zatem regeneruje sie przy pomocy oleju kokosowego i makadamia. Wetrzec na kilka godzin przed myciem, polazic w plastikowym czepku (zamierzam sprawic sobie taki podgrzewany), umyc dwa razy, na konce znow jakis olej i serum...i jest troche lepiej. Powylazily mi jakies pasemka od tego slonca...Jakbym mieszkala w takim kraju na co dzien, bylabym chyba znow naturalna blondynka! Trzymam sie z daleka od peelingow i scrubow, niech podrazniona skora dojdzie so siebie, zreszta nie ma co zdzierac opalenizny. W pracy mi mowia ze wygladam 'lovely' i healthy'. No prosze :-)

Powoli wszystko wraca do normy, nos mi sie luszczy, ale juz nie jestem tak tragicznie spalona i przesuszona. Strach pomyslec, jak bym wygladala po pobycie na pustyni. A juz za pare miesiecy w planach polnocna Afryka...






2 comments:

  1. Na nos pomoglo mi aloe vera. woskiem sie dalej woskuje, cera wciaz sucha :( Dub

    ReplyDelete
  2. Mam gdzies w domu zel z aloe vera, sprobuje dac na nos, ktory luszczy sie az milo i wyglada jak truskawa. Woskuj sie nadal, w koncu musi pomoc!

    ReplyDelete